11 Sier

„Gdy widzisz ptaka w locie jak wolny jest, jak płynie sobie, aż po nieba kres” – część I

Od dziecka umiłowałem wolność. Jako kilkulatek rozumiałem ją jako niczym nie skrępowaną swobodę. Chciałem być jak ptak. Gdy miałem 4 lata poszedłem się bawić na podwórko po południu, a wróciłem po północy. Mama zrobiła mi „awanturę” i za karę oddała do przedszkola. Podmurówka ogrodzenia terenu przedszkola sięgała ponad metr pod ziemię. Trzy dni zajęło mi robienie podkopu. Czwartego dnia uciekłem. Wróciłem do domu około północy.

Już pod koniec szkoły podstawowej przyjąłem z jakiejś książki bardziej dojrzałą, choć cząstkową, definicję wolności: wolny jest ten, którego praca polega na robieniu tego, co kocha i co robiłby sam z siebie, gdyby był milionerem. Wtedy przysiągłem sobie, że będę w swoim życiu wykonywał wyłącznie taką pracę (i to mi się w 95% udawało).

Czy bycie „ptakiem” to jeden z integralnych elementów wolności, jej fundament?

„Gdy widzisz ptaka w locie jak wolny jest, jak płynie sobie, aż po nieba kres” – część II

Boecjusz, wielki chrześcijański filozof żyjący w VI w., został niesprawiedliwie skazany na śmierć przez Teodoryka, gdy wstawił się za swoim niesłusznie oskarżonym przyjacielem Albinusem. W celi śmierci napisał swoje największe dzieło pt. „O pocieszeniu jakie daje filozofia”. Zwrócił się w nim, między innymi, do swoich pogańskich przyjaciół z dworu Teodoryka, którzy nie stanęli w jego obronie: „Tu w celi śmierci, pozbawiony wszystkiego, uwięziony, oczekujący na rychłą i nieodwołalną śmierć cieszę się większą wolnością niż wy, którzy posiadacie nieskrępowana swobodę, bogactwo i władzę”.

Boecjusz zwrócił uwagę na to, że wolność w swym podstawowym wymiarze występuje w perspektywie duchowej. Człowiek, który cieszy się wolnością fizyczną, ale pozbawiony jest wolności duchowej nie jest w istocie wolny, ponieważ zniewolenia niematerialne, którym podlega powodują,że staje się w istocie bezwolną kukłą.

Czy jednak sytuacja, w której człowiek cieszący się wolnością duchowa pozbawiony jest wolności fizycznej nie jest sytuacja patologiczną?

Boecjusz był pozbawiony możliwości odzyskania wolności fizycznej. Czy jednak człowiek cieszący się wolnością duchową i posiadający możliwość uzyskania wolności fizycznej nie będzie o nią zabiegał?

Czy wolność nie powinna być pełna?

Czy człowiek, którego wolność wrasta zgodzi się na jakiekolwiek zniewolenia?

Może w ramach swojej wolności sam się ograniczać, ale nie pozwoli, by cokolwiek innego redukowało mu wolność.

Będzie o nią walczył i wciąż ją poszerzał.

W naturalny sposób będzie zmierzał do tego, by być jak ptak.

W określonych warunkach człowiek pozbawiony wolności fizycznej może uzyskać i utrzymać wolność duchową. Jest to jednak bardzo trudne i nieliczni to osiągają.

Zniewolenie materialne najczęściej pozbawia człowieka możliwości uzyskiwania wolności duchowej.

Zniewolenie materialne najczęściej pociąga za sobą zniewolenie duchowe.

„Gdy widzisz ptaka w locie jak wolny jest, jak płynie sobie, aż po nieba kres” – część III – wolność w porządku przestrzeni i czasu

Wolność fizyczna występuje w następujących porządkach: przestrzeni, czasu, działania, finansowym.

Wolność w porządku przestrzeni to wolność poruszania się. Mogą ją ograniczać zakazy, brak czasu, brak finansów.

Dziś nie ma w zasadzie zakazów w tej mierze. Mamy możliwość swobodnej zmiany miejsca.

Często ogranicza nas tu jednak brak czasu (brak wolności w porządku czasu) i brak finansów (brak wolności w porządku finansów).

W okresie międzywojennym polscy filozofowie katoliccy rozpatrywali dobrobyt jako dobry byt. Wyróżniali dobrobyt duchowy, moralny, intelektualny, kulturowy, materialny. Za jeden z ważnych elementów dobrobytu materialnego uznawali wolny czas.

Wolny czas to również integralny element wolności fizycznej – to wolność w porządku czasu.

Jeśli ktoś pracuje jako pracownik najemny (przymusowo) 12 godzin na dobę i traci na dojazdy 4 godziny ni jest wolny w perspektywie czasu. Nie jest w konsekwencji i ostatecznie wolnym człowiekiem, choć oczywiście może pozostawać wolny w pewnej mierze w perspektywie duchowej jednak pod pewnym warunkiem – wcześniej miał dużo wolnego czasu, który poświęcił na uzyskanie wolności duchowej.

Gdy komuś permanentnie brakuje i brakowało wolnego czasu, a posiada wolność duchową może ją realizować tylko w jednym z wielu wymiarów – wymiarze wewnętrznym religijnym – swojej duszy, swojego intelektu, swojego sumienia. To wolność w relacji z Bogiem – wolność zbawienia.

Niewolnik może być zbawiony, może zostać świętym, ale jednak chyba tylko wtedy, gdy nie ma wpływu na swój stan, gdy nie ma szansy na doprowadzenie do tego, aby być wolnym, by uzyskać waruni niezbędne do swojego wszechstronnego ludzkiego, osobowego rozwoju.

Jeśli sami skazujemy się na niewolę w perspektywie czasu musimy zadać sobie fundamentalne pytanie: w imię czego to robimy?

Jeśli poświęcamy swoją wolność dla faktycznego dobra innych (np. naszej rodziny) ma to swoje pozytywne owoce moralne i duchowe. Jeśli jednak robimy tylko po to, by mieć więcej pieniędzy, jakiś dóbr materialnych czy dla w taki czy inny sposób rozumianego „świetego spokoju” czy z takiego lub innego tchórzostwa pociąga to za sobą tylko negatywne owoce w istotnych perspektywach i pogłębia naszą niewolę.

Powinniśmy zatem z determinacją i konsekwentnie zmierzać do tego, by osiągnąć jak największą możliwa dla nas wolność w perspektywie czasu (możemy bowiem przecież sami pozbawiać się w jakiejś mierze wolności w perspektywie czasu oddając go np. kolejnym dzieciom; decydując się na dziecko decydujemy się na to, że zajmując się nim przestaniemy być w jakiejś mierze panami swojego czasu).

Oczywiste jest, że najłatwiej uzyska wolność w perspektywie czasu uzyskując wolność w perspektywie finansowej.

Można ją również poszerzać pozbywając się wielu potrzeb materialnych i ograniczając swoje wydatki.

Wolność w perspektywie działania ma dwie postaci: wolności w perspektywie pracy i wolności w perspektywie prawno-politycznej.

„Gdy widzisz ptaka w locie jak wolny jest, jak płynie sobie, aż po nieba kres” – część IV – wolność w perspektywie pracy

Powtórzmy: wolność w perspektywie działania ma dwie postaci: wolności w perspektywie pracy i wolności w perspektywie prawno-politycznej.

W perspektywie pracy człowiek jest w pełni wolny jeśli wykonuje wyłącznie prace, które wykonywałby nadal, gdyby został milionerem – prace, które chce sam z siebie wykonywać, i które sprawiają mu radość.

Praca wykonywana wyłącznie dla zdobycia środków do życia, której innego sensu nie widzimy, którą wykonujemy z musu, z przykrością i niechęcią jest skrajnym zniewoleniem.

Człowiek może zachować wolność wykonując pracę najemną, ale musi to być praca specyficzna, niosąca za sobą dobro, którą człowiek kocha, np. praca nauczyciela, aktora, lekarza w szpitalu, żołnierza czy policjanta, naukowca itp.

Większość jednak prac przynoszących dochody nie pozbawia nas wolności tylko wtedy, gdy są wykonywane „na swoim”.

Rolnik prowadzący własne gospodarstwo rolne może je kochać i kochać swoją pracę. Parobek (najemny pracownik w rolnictwie) jest niewolnikiem.

Gdy w liceum jeździłem na wakacje na wieś widziałem w jaki sposób rolnicy odnosili się do pracowników PGR (Państwowego Gospodarstwa Rolnego). Rolnicy czuli się ludźmi wolnymi, a pracowników PGR (którzy często więcej od nich zarabiali i mieli dużo wolnego czasu – pracowali po 8 godzin, gdy rolnicy latem pracowali po kilkanaście godzin na dobę) traktowali jako ludzi z niższej warstwy społecznej.

Rzemieślnik wytwarzający meble w swoim warsztacie pracy, gdy kocha swoją pracę jest wolnym człowiekiem w perspektywie pracy. Ten sam człowiek zatrudniony jako robotnik w zakładzie produkującym meble, wykonujący wciąż jedną czynność jest niewolnikiem.

W książce pt. „Przyszły ustrój Polski” opisałem ustrój gospodarczy, który opiera się na małych i średnich przedsiębiorstwach – ustrój ludzi wolnych.

Ktoś powie: „Zawsze w każdym ustroju będą najemni pracownicy”.

Tak, ale powinniśmy zmierzać do tego by było ich jak najmniej i by jak najkrócej byli najemnymi pracownikami (powinni być nimi tylko młodzi uczący się zawodu i gromadzący środki na własną działalność gospodarczą oraz ci, którzy autentycznie nie chcą być wolni).

Gdy ktoś wykonuje pracę przynoszącą dochód, którą kocha i która wykonywałby, gdyby był milionerem, ale w jej ramach wykonuje czynności lub dzieła z takiego czy innego „musu” (wolałby, aby ktoś inny je wykonał albo, gdyby to tylko od niego zależało nigdy by ich nie wykonał) traci w jakiejś mierze wolność w perspektywie pracy (np. w 20% albo i 70%).

Aktor z prawdziwego zdarzenia chciałby grać tylko wielkie role (główne,drugoplanowe, epizody), np. Szekspira, Moliera, Wyspiańskiego. Gdy musi grać w kiepskich, pozbawionych wartości artystycznej, wulgarnych serialach (np. w „Kiepskich”) lub gra w nich, bo tylko one dają mu środki do życia lub duże pieniądze, których pożąda, w znacznej mierze (a być może całkowicie) traci swoją wolność w perspektywie pracy.

Jestem autorem książek i wydawcą książek. Gdybym został milionerem nadal pisałbym i wydawał książki. Gdybym w przeszłości miałbym miliony też bym wtedy napisał te książki, które napisałem i wydałbym te książki, które wydałem. Napewno wtedy napisałbym i wydał o wiele więcej książek.

Gdybym jednak był milionerem wynająłbym pracowników, którzy zajmowaliby się korektą, składem, sprzedażą. Te czynności pozbawiają mnie części wolności.

Poza pracami przynoszącymi nam dochód wykonujemy dziesiątki innych prac: sprzątamy, pierzemy, robimy zakupy, zajmujemy się ogrodem (lub kwiatkami na balkonie).

Niektóre z tych prac są naszą radością. Inne przekształcają nas w niewolników (na czas ich wykonywania) – wykonujemy je, choć ich nie lubimy i mógłby je za nas wykonać ktoś inny.

Agatha Christie, gdy wyszła za mąż odziedziczyła niewielki majątek. Młode małżeństwo kupiło sobie za te pieniądze domek z ogródkiem pod Londynem. Zostało im jeszcze sporo gotówki. Mąż zaproponował kupno samochodu. Agatha Christie wyliczyła jednak, że te pieniądze wystarcza na wiele lat na służącą. Wynajęli służącą, która sprzątała, gotowała, zajmowała si ogrodem, pomagała przy dziecku. Agatha Christie dysponująca teraz znaczną ilością wolnego czasu (mąż jeździł pociągiem do pracy do Londynu) zaczęła pisać książki, co sprawiało jej radość. Stała się jedną z najbogatszych kobiet. Umarła jako stara kobieta. Jej dzieci, wnuki, prawnuki, wszyscy krewni i przyjaciele otrzymali od niej takie zabezpieczenie materialne w postaci praw autorskich do poszczególnych książek, że nikt nie musi pracować dla pieniędzy.

„Gdy widzisz ptaka w locie jak wolny jest, jak płynie sobie, aż po nieba kres” – część V – wolność w perspektywie prawno-politycznej

Wolność zabierają nam politycy, konstruują taki a nie inny ustrój państwa, stanowiąc takie a nie inne prawo, zezwalają na to by jedni obywatele zabierali wolność innym, by państwowe instytucje wychowywały młodych (i nie tylko młodych) do niewoli (np. szkoły czy media) lub by naszym obywatelom zabierali wolność obywatele innych krajów (obce firmy, media, koncerny itp).

W pojedynkę nie mamy szansy się bronić, odzyskiwać wolności. Możemy się tylko organizować, określać to, co potrzebne jest do naszej wolności i walczyć o to. Trzeba by wszystko zmienić: ustrój polityczny, gospodarczy, finansowy i bankowy, a przede wszystkim cele państwa i jego filozofię.

Państwo ma służyć wolności obywateli, poszerzać jej pola, bronić jej. Robi coś wręcz przeciwnego i bardzo często robi to programowo.

Zabierają nam wolność na wszelkie sposoby, w wielkich, średnich i małych sprawach.

Każą nam płacić wielkie podatki i zmuszają nas, byśmy finansowali (z tych podatków) ich i ich krewnych i przyjaciół, różne absurdalne inicjatywy i dzieła, często będące złem, manipulacją czy innym zniewoleniem (np. media czy dzieła „kultury”).

Ponad trzydzieści dni w roku jestem ich niewolnikiem. Jestem zmuszony realizować wskazania prawa podatkowego, księguję i wypełniam różne druki.

Polak może posadzić na swojej ziemi drzewo, ale często go nie sadzi, bo potem nie wolno mu go ściąć.

Na wszystko prawie musimy mieć ich zgodę, uzyskać pozwolenie, koncesję itp.

Tak konstruują to, co nazywają samorządnością i demokracją, że na nic praktycznie nie mamy wpływu. Instytucje nazywane przez nich samorządowymi i demokratycznymi działają często przeciwko nam i naszym interesom (i naszej wolności) i podejmują inicjatywy i dzieła zastępują nas nie pytając nas o zgodę.

Obcym zezwalają na wiele, realizują ich interesy, kształtują nasze państwo, nasze finanse, banki, gospodarkę, kulturę, szkolnictwo według ich wskazań.

W perspektywie prawno-politycznej nie mamy wolności, nie mamy jej w perspektywie państwa (nie jest suwerenne ani niepodległe), w perspektywie samorządowej, społeczeństwa i perspektywie narodowej – we wszelkich perspektywach wspólnotowych.

A przecież wolność, tak rozumiana (jak również wszelka wolność fizyczna) należy do istoty polskości, jak ujawnili to jako pierwsi Konfederaci Barscy (polskość, jak to wykazali wyznaczają następujące wzajemnie się warunkujące wartości: wiara, ojczyzna, tradycja, szlachetność i wolność).

Zauważmy tak na marginesie, że wolność w takim kontekście rozumiana była jako zgodna z wiarą, służebna w stosunku do Ojczyzny, wyznaczona przez tradycję, szlachetna.
„Gdy widzisz ptaka w locie jak wolny jest, jak płynie sobie, aż po nieba kres” – część VI – wolność w perspektywie finansowej

Feliks Koneczny twierdził, że nasza cywilizacja, cywilizacja łacińska – europejska mogła powstać tylko dzięki oszczędności – gromadzeniu dóbr.

Gdy w Europie doprowadzono do tego, że były w każdym porządku zapasy, że zaspokojenie podstawowych potrzeb materialnych było już zagwarantowane, zabrano się do tego, co niematerialne, do tworzenia cywilizacji i kultury, filozofii, etyki, estetyki, poezji, muzyki i architektury do tego, co duchowe, szlachetne, piękne, mądre i dobre.

Wolność finansowa występuje w całej pełni wtedy, gdy o sprawy materialne nie musimy się już kłopotać, gdy mamy takie oszczędnoci (i tak zainwestowane), że pieniędzy nie zabraknie nam, naszym dzieciom i wnukom (nie musimy się martwić o ich byt w wymiarze materialnym).

Ojciec Jana Kochanowskiego całe życie gromadził pieniądze, skupował ziemię. Jego życie nie poszło jednak na marne. Jan Kochanowski został zabezpieczony materialnie (i jego rodzina). Mógł jeździć do Włoch, studiować tam, siedzieć latem pod lipą i pisać wiersze. Był w pełni wolny w perspektywie materialnej.

Kiedyś w Europie majątki rodzinne były tworzone przez wiele pokoleń. Następne pokolenia cieszyły się wolnością finansową, a zatem również wolnością w perspektywie przestrzeni, czasu i działania. Oczywiście nie zawsze potrafiły te wolności właściwie wykorzystać, ale to już inna sprawa.

Gdy zaczynamy od tzw. zera musi być spełnione kilka warunków, byśmy mogli w uczciwy i szlachetny sposób (a nie kosztem innych przez takie czy inne złodziejstwo) tworzyć i poszerzać swoje pole wolności finansowej.

Pierwszy warunek to uzyskanie takich dochodów, byśmy mieli szanse oszczędzać.

Drugi warunek to przyjęcie przez nas filozofii wolności – filozofii oszczędzania, a co za tym idzie podejmowanie świadomych i dobrowolnych wyrzeczeń – rezygnowanie z wielu dóbr i usług, by gromadzić oszczędności.

Trzeci warunek to istnienie dóbr, które mogą być przedmiotem oszczędzania. Nie chodzi tylko o to, by te dobra nie traciły na realnej wartości (takie jest w normalnych warunkach ekonomicznych złoto), ale również by „pracowały”, „zarabiały” (by nasz majątek pomnażał się sam z siebie).

Kiedyś ludzie oszczędzali w złocie,a gdy już zgromadzili go odpowiednią ilość zamieniali je na ziemię i ją uprawiali lub dawali w dzierżawę. W pewnym momencie historycznym pojawiły się stabilne akcje, które dawały niezmienne dywidendy.

Ostatni warunek to istnienie stabilnej gospodarki, która funkcjonuje w taki sposób, że dochody z pracy i działalności gospodarczej są niezmienne (lub stale wzrastające) w długim okresie (przynajmniej kilkadziesiąt lat), że pracę lub dochód z działalności gospodarczej można stracić tylko „ze swojej winy”.

Możemy doprowadzić do tego byśmy dysponowali dobrami, które mogą być przedmiotem oszczędzania i które bedą „pracowały”. Możemy wytworzyć stabilną gospodarkę.

Gospodarka, świat finansów to twory człowieka. Człowiek konstruuje je by zrealizować określone cele. Ich celem może być wolność, a nie zysk zniewolenie.

Ukazałem to w swojej książce pt. „Przyszły ustrój Polski”.

„Gdy widzisz ptaka w locie jak wolny jest, jak płynie sobie, aż po nieba kres” – część VII – kredyt i lichwa – śmierć dla wolności w perspektywie finansowej

Sytuacja finansowa człowieka może być trojaka.

Może on posiadać i pomnażać oszczędności.

Może nie mieć oszczędności, ale posiadać stałe dochody.

Może mieć długi.

W tym pierwszym wypadku człowiek tworzy pole swojej wolności finansowej.

W tym drugim przypadku jego wolność jest ograniczona i zagrożona.
posiadać tylko stałe dochody.

Trzeci wypadek może występować w kilku wariantach.

Dług może być, jak to kiedyś bywało niskooprocentowany bez terminu terminu płatności, jak przy listach zastawnych (spłaca się tylko procenty, a sam dług zwraca się w momencie sprzedaży tego z czym jest powiązany, np.domu). Taki dług oznacza tylko niewielki spadek rocznych dochodów. Człowiek, który go posiada może oszczędzać.

Dług może być nieoprocentowany i spłacany w wielu niewielkich ratach (jak w sprzedaży ratalnej). Taki dług oznacza tylko niewielki spadek rocznych dochodów. Człowiek, który go posiada może oszczędzać.

Dług może stanowić równowartość wieloletnich dochodów człowieka (a nawet całej rodziny) i być oprocentowany lichwiarsko w taki sposób, że trzeba będzie w okresie wielu lat spłacić sumę przewyższającą go dwu lub nawet wielokrotnie.

Posiadanie takiego długu uniemożliwia całkowicie oszczędzanie w okresie kilkunastu lub kilkudziesięciu lat. Człowiek, który musi go spłacać staje się w znacznej mierze niewolnikiem. Jego dochody nie mogą się zmniejszyć. Nie może stracić pracy. Robi wiele rzeczy wbrew sobie (często wbrew swojemu sumieniu lub kosztem swojej godności i wolności).

Nabycie takiego długu jest formą hazardu, w którym, jak w ruletce można stracić dorobek całego życia (a przy okazji resztki wolności fizycznej).

W państwie prawa i sprawiedliwości, państwie, którego celem jest ochrona podstawowej wartości – wolności obywateli taki dług byłby zabroniony, a ten kto by udzielił pożyczki/kredytu (lichwiarz) zostałby skazany na wieloletnie więzienie.

Dług może stanowić równowartość wieloletnich dochodów człowieka (a nawet całej rodziny) i być oprocentowany lichwiarsko i towarzyszyć mu może umowa, w świetle której suma, którą należy spłacić może w trakcie spłaty zwiększyć się wielokrotnie tak, że dłużnik po spłaceniu długu i lichwiarskich procentów dowie się, że ma jeszcze do spłacenia sumę większa kilkakrotnie od samego długu (porównaj kredyty we frankach szwajcarskich).

Taki długo nie tylko przekreśla wolność człowieka, ale pozbawia go dorobku całego życia i je rujnuje. W państwie, które nie jest strukturą nazywaną przez św. Augustyna państwem szatana, nikt nie musiałby spłacać takiego długu, a ten, kto udzieliły pożyczki/kredytu na takich warunkach nie wyszedłby z więzienia.

Człowiek, który chce być człowiekiem wolnym unika długów zaciągniętych u lichwiarzy jak zarazy, zaciska pasa, ogranicza swoje materialne potrzeby, robi wszystko, by ich nie posiadać.
„Wolność to skrzypce” – wolność fizyczna jako narzędzie

Gdy człowiek zostane „ptakiem” (uzyska wolność fizyczną) nie oznacza to wcale, że wzleci ku niebu, choć uzyskał środki by to zrobić. Ptak może unurzać się w błocie i przebywać w nim całe życie.

Wolność fizyczna to narzędzie, które będzie bardzo skuteczne w uzyskiwaniu i realizowaniu tego, co nazwaliśmy wolnością duchową.

„Wolność to skrzypce z których dźwięków cud
Potrafi wyczarować mistrza trud
Lecz kiedy zagra na nich słaby gracz
To słychać będzie tylko pisk, zgrzyt, płacz”.

„Wolność to skrzypce” – Polska znowu utraciła wolność

Piosenka Grechuty pt.”Wolność” powstała w 1994 r.

Ta data jest znamienna.

Dlaczego właśnie w tym roku Grechuta napisał tekst o wolności?

Dlaczego napisał: „Wolność to skrzypce z których dźwięków cud
Potrafi wyczarować mistrza trud
Lecz kiedy zagra na nich słaby gracz
To słychać będzie tylko pisk, zgrzyt, płacz”?.

Dlaczego napisał: „Wolność to także i odporność serc
By na złą drogę nie próbować zejść
Bo są i tacy, którzy w wolności cud
Potrafią wmieszać swoich sprawek bród”?.

Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku Polska zaczęła odzyskiwać wolność. Było jej tyle, że pojawiły się „skrzypce”, na których można było „grać”.

I zaczęto na nich „grać”.

Nie robili tego jednak wielcy Polacy, polscy mężowie stanu, odważni i uczciwi, szlachetni patrioci, ludzie wolni i wielkiego formatu, zdeterminowani, pełni wiary w Polskę i Polaków, potrafiący przekonać Naród i porwać go do czynu w tych dniach wielkiej szansy.

Grechuta sugeruje, że to byli „słabi gracze”, których serca nie były odporne na zło, którzy wmieszali w wolność Polski „swoich sprawek brud”.

To były ciury.

Ale byli to też zdrajcy i agenci.

Zabrakło „mistrzów”.

Czy w ogóle nie było „mistrzów”?

Czy ich nie zauważono?

A co z narodem?

Czy „zaczadzony” komunizmem nie pożądał już wolności, a chciał tylko więcej srebrników, chciał tylko małej stabilizacji, właściwej bardziej dla dobrze traktowanych niewolników niż dla ludzi wolnych czy łaknących wolności?

Wciąż mówiono o pracy, najlepiej u „bauera”, a nie o własnych średnich i małych polskich przedsiębiorcach. Byli tacy, którzy wtedy wzywali kupujcie polskie towary w polskich sklepach, a kupowano w coraz większym wymiarze zagraniczne towary w zagranicznych sklepach.

Byliśmy jako wspólnota winni. Nie wyszliśmy na ulicę. Nie chwyciliśmy za broń. Przykładaliśmy ręce do ich sprawek, do działań godzących w Polskę i w nas samych, milczeliśmy i byliśmy bierni.

Milczał i był bierny polski Kościół.

My Polacy, dzieci wolności, pozwoliliśmy znowu z niej się ograbić, pozwoliliśmy narzucić sobie nowe niewolnictwo, niewolnictwo „w rękawiczkach”, zakrywane frazesami wolnościowymi i demokratycznymi, niewolnictwo, które było i jest wciąż pogłębiane realizacją fałszywej wolności – „wolności niewolników” – „Róbta co chceta”.

„Róbta co chceta” w tej klatce.

„Róbta co chceta” byle to nie prowadziło do wolności.

„Róbta co chceta” byle to nie było katolickie i polskie.

„Róbta co chceta” byle to nie było szlachetne.
Ktoś, człowiek lub naród, może wypracować sobie lub otrzymać w prezencie (np. od rodziców) najpiękniejszy dar – wolność fizyczną – wolność w przestrzeni, w czasie, w perspektywie działania i perspektywie finansowej, otrzymać te „skrzypce” i zmarnować ten dar.

Może „rzucić je w kąt”, bo nie chce na nich „grać”.

Może nie umieć na nich „grać”, ale „grać” będzie i spowoduje to tylko „pisk i płacz”.

Jak zostać mistrzem „gry” na tych „skrzypach”?

Trzeba wiedzieć czym są i jako „melodia” jest najpiękniejsza, znać tę „melodię”.

Trzeba chcieć ją „zagrać”. Trzeba uczyć się „gry” na tych „skrzypcach”.

Wolność to nie jest łatwa rzecz. Wszystko co wielkie, piękne i wspaniałe jest trudne.

Trzeba mieć to, co Grechuta nazywa odpornością serca.

Trzeba wypracować zatem cnoty kardynalne: męstwo (by nie poddawać się bodźcom negatywnym), umiarkowanie (by nie poddawać się pokusom), sprawiedliwość (by zawsze zrobić to, co należy, sobie i innym oddać to, co się należy), roztropność (umieć przewidzieć skutki swoich działań).

Ponadto trzeba zdobyć (wypracować) cnotę cnót – mądrość (umiejętnie scalać prawdę i wszystko inne z dobrem, postępować tak, by nasze działania, nawet w wieloletnim przeciągu czasu, zawsze owocowały wolnością i dobrem tym, co nam i innym służy w najwaźniejszych, najistniejszych wymiarach.

„Wolność to diament do oszlifowania, a zabłyśnie blaskiem nie do opisania”

Wolność to „skrzypce”, na których trzeba umieć „grać” – to narzędzie, którego można nie użyć, które można źle użyć, które, gdy użyjemy je w sposób właściwy spowoduje, że będziemy mogli „zagrać” piękną melodię.

Wolność to rownież „diament” – pewien nasz stan i stan naszego życia.

Jeśli będziemy szli alejką w parku wysypaną żwirem, wyjmiemy z kieszeni diament i rzucimy go na ten żwir pewnie go już nie odnajdziemy. Nie będzie się bowiem różnił wyglądem od pozostałych kamyków. To przeciec mały, szary, matowy kamyk – kamyk, wydawałoby się, jak wszystkie inne.

Być może z tego powodu tak wielu ludzi i tak wiele narodów (jak np.narody Zachodniej Europy) zgubiło wolność lub (głupio) wyrzuciło ją na śmietnik.

Trzeba wiedzieć, że ten kamyk jest niezwykły, że ma wielką wartość i niepowtarzalne właściwości.

Trzeba wiedzieć, że należy go oszlifować i to tak, by go nie uszkodzić i to tak, by wydobyć całą drzemiąca w nim moc, całe jego piękno.

Jeśli nam się to uda kamyk zabłyśnie i będzie to blask „nie do opisania”.

Brylant to najpiękniejszy z kamieni szlachetnych. Nie można go jednak zamknąć w sejfie jubilera czy wystawić na widok publiczny na kawałku irchy.

Brylant potrzebuje odpowiedniej oprawy, piękniej oprawy, która go w najwłaściwszy sposób eksponuje.

Jeśli w wyniku tego jego oprawiania powstanie naszyjnik powinien on zawisnąć na szyi pięknej kobiety, która zawiesi go, gdy będzie w pięknej sukni udawać się do opery.

Jeśli w wyniku tego oprawiania stanie się częścią monstrancji powinna ona stanąć na ołtarzu katolickiego, starego i pięknego kościoła i stanowić część tego wielkiego wydarzenia jakim jest Msza Święta.
„Bo wolność – to nie cel, lecz szansa by spełnić najpiękniejsze sny, marzenia”

Wolność nigdy nie jest celem czy wartością samą w sobie.

Jest sytuacją, w której możemy spełnić nasze najpiękniejsze sny i marzenia.

Gdy osiągamy wolność musimy mieć sny i marzenia i to nie byle jakie – małe, prozaiczne, zwykłe.

Muszą być odważne, wielkie – najpiękniejsze.

Czy dzisiaj Polacy jako jednostki i jako naród mają takie sny i marzenia?

Cóż to są sny?

Nie chodzi tu oczywiście o nocne majaki.

Sny to wielkie i śmiałe wizje.

To wizje, które zmieniają porządek, zmieniają ludzki świat, często diametralnie, które często zakładają całkowite zburzenie tego, co dla ciurów jest czymś czego nie da się zmienić.

Cóż to są marzenia?

Nie chodzi tu o rojenia i fantazje. Panienka, która wyobraża sobie, że przyjedzie po nią na białem koniu książę z bajki nie ma marzeń, a tylko fantazjuje. Biedak, który pragnie wygrać miliony w totolotka i wyobraża sobie, co zrobiłby z tymi pieniędzmi nie ma marzeń tylko fantazjuje.

Jeśli zapytamy młodego człowieka z biednej rodziny, czego tak naprawdę chciałby w życiu, to on może odpowiedzieć: moim marzeniem jest opłynięcie świata statkiem i namalowanie obrazu 10 na 20 metrów pt. „Chrzest Polski”. To są marzenia, które wolny człowiek, człowiek wielkiego formatu i zdeterminowany, konsekwentny, może zrealizować.

Marzenia to projekty konkretów ponadprzeciętne, projekty, które jesteśmy w stanie zrealizować, gdy pozbędziemy się natury niewolnika, gdy przestaniemy być ciurami.

Polacy jako naród powinni mieć swojej sny i marzenia i w oparciu o nie kształtować swoją przyszłość.

„Wolność – to ta najjaśniejsza z gwiazd, promyk słońca w gęsty las, nadzieja”

Niewolnicy nie patrzą w niebo, zawsze są w gestym i ciemnym lesie. Niewiele widzą i nie mają nadziei.

Wolność rodzi nadzieję. Stajemy się przecież w niej i z nią kowalami swojego losu. Ta nadzieja sprawia, że przestajemy być bierni. Patrzymy w „niebo” i idziemy tam, gdzie wolność wskazuje nam drogi. Nie jesteśmy w ciemności. Świat, choć może pozostawać dla nas nadal „ciemnym lasem” zaczyna być przez naszą wolność rozświetlany. Możemy „iść”. Widzimy drogę. Nie zabłądzimy.

Wolny człowiek odnajduje swoje miejsce w świecie i zmienia go tak, by był mu przyjazny.

„Bo wolność – to wśród mądrych ludzi żyć, widzieć dobroć w oczach ich i szczęście”

Ludzie dzielą się na bezmyślnych (w ogóle nie myślą), głupich (myślą, ale w ich myśleniu nie ma logiki, konsekwencji, rozumu), ideologów (kierują się w swoim myśleniu ideologią, np. komunizmu, liberalizmu, islamu czy masonerii biorąc pod uwagę prawdę, rozsądek i roztropność tylko wtedy, gdy nie są one sprzeczne ze wskazaniami ideologii), rozsądnych, roztropnych i mądrych.

Niewolnik może być bezmyślny. Może też być głupi.

Niewolnik może się kierować w swoim myśleniu ideologią.

Każda ideologia (również te, które, jak liberalizm, mają w programie wolność) ogranicza i zniewala.

Niewolnik może być człowiekiem rozsądnym.

Cóż to jest rozsądek?

To cnota związana z myśleniem codziennym dotyczącym małych spraw, która podpowiada takie czynności i i działania, które zagwarantują uniknięcie wszelkich niebezpieczeństw, zagrożeń, przykrych sytuacji itp.

Rozsądny człowiek stojąc na pasach poczeka, nawet gdy nie widać żadnego samochodu, aż światło czerwone zmieni się na zielone.

Rozsądny człowiek, gdy nadchodzi burza schroni się w budynku, a nie uda się na wycieczkę w góry.

Rozsądny człowiek nie będzie skakał „na główkę” do wody jeśli nie wie jakie jest dno i czy nie ma tam żadnych pali.

Rozsądna starsza pani nie wpuści do mieszkania nieznanego sobie mężczyzny.

Rozsądek nie jest jednak cnotą, którą należy się kierować w „poważniejszych” sprawach.

Matka kierują się rozsądkiem będzie skłaniać dziecko, które marzy o tym by zostać reżyserem filmowym by zostało hydraulikiem, „bo to dobry i pewny fach w ręku”.

Kilka lat temu dowiedziałem się, że mój ojciec miał narzeczoną, która jednak odmówiła wyjścia za niego za mąż, bo kierując się rozsądkiem uznała, że mężczyzna, który jest alpinistą może w każdej chwili zginąć, a wtedy ona będzie nieszczęśliwa i bez środków do życia. Do śmierci żałowała tej decyzji.

Kierująca się rozsądkiem katoliczka – matka czworga dzieci, której mąż „zagląda do kieliszka” i stracił pracę rozwiedzie się z nim i ponownie wyjdzie za mąż, bo „ma prawo do szczęścia, a dzieci powinny mieć ojca”.

Adam Mickiewicz napisał: „Ludzie rozsądni okrzyknęli Rejtana głupcem i szalonym; naród nazwał go wielkim; potomność sąd narodu zatwierdziła”.

Bernard Shaw powiedział kiedyś: „Człowiek rozsądny dos­to­sowu­je się do świata. Człowiek nierozsądny usiłuje dos­to­sować świat do siebie. Dla­tego wiel­ki postęp do­konu­je się dzięki ludziom nierozsądnym”.

Ze zdaniem „Człowiek rozsądny dos­to­sowu­je się do świata.” należy się zgodzić z jednym zastrzeżeniem: jeśli człowiek kieruje się wyłącznie rozsądkiem.

Człowiek, który kieruje się wyłącznie rozsądkiem często traci wolność lub o nią w ogóle nie zabiega.

Nasi prawicowi politycy od 1989 r. po dziś są rozsądni. Dostosowywali więc Polskę do świata (i dostosowują) i zgadzali się na to (i zgadzają), by inni ją do świata dostosowywali. W efekcie zaraz po 1989 r. nie odzyskaliśmy w pełni wolności i szybko zaczęliśmy ją tracić, tracąc niepodległość, suwerenność, majątek narodowy, gospodarkę, ponosząc olbrzymie straty we wszystkich dziedzinach.

Znaczna część polskiego społeczeństwa kierując się zdrowym rozsądkiem wspierała te formacje polityczne (SLD, PO itd.), które deklarowały w najwyższym stopniu zdrowy rozsądek (dostosowywanie się do świata, do globalizmu, wpuszczenie na teren Polski obcych banków i koncernów, zezwolenie na nieograniczony import, przyjęcie pieniądza fiducjarnego, który jest emitowany przez polskie państwo tylko w kilku procentach i pozostaje poz polską kontrolą oraz nie posiada obiektywnej wartości, wstąpienie do Unii Europejskiej i poddawanie się w zasadzie bez zastrzeżeń jej nakazom).

W Polsce jest coraz więcej ludzi kierujących się wyłącznie zdrowym rozsądkiem (ludzi, którzy rezygnują z wolności, nie bronią jej, nie zabiegają o nią). Coraz mniej Polaków próbuje prowadzić działalność gospodarczą na własną rękę, lecz szuka „dobrej” pracy najemnej (najchętniej w zachodnim koncernie).

Jak skomentować zdania: „Człowiek nierozsądny usiłuje dos­to­sować świat do siebie. Dla­tego wiel­ki postęp do­konu­je się dzięki ludziom nierozsądnym”.

Nie wolno rezygnować z rozsądku. Jego brak rodzi głupotę i zło. Musi on jednak mieć swoje granice. Nie wkraczać tam, gdzie powinna decydować roztropność i tam, gdzie powinna decydować mądrość.

Świat, w którym żyjemy to w istocie dwa światy: świat stworzony przez Boga i świat skonstruowany przez człowieka.

Czlowiek, który próbuje zmieniać, poprawiać świat stworzony przez Boga jest głupcem, działa w istocie przeciwko sobie.

To wszystko, co człowiek robi, Arystoteles, a za nim św. Tomasz z Akwinu, nazywali sztuką i mówili: sztuka naśladuje naturę (świat stworzony przez Boga).

Tak więc świat człowieka powinien być tak konstruowany by naśladując świat stworzony przez Boga być z nim w symbiozie i stanowić tylko swoiste jego przedłużenie.

Czy powinniśmy dostosowywać świat do siebie?

Do siebie to znaczy do czego i w jaki sposób?

Na pewno nie powinniśmy dostosowywać świata do wymyślonych przez siebie idei, do swoich zachcianek, fantazji i majaków.

Tak robią ideolodzy. Taką zmianę świata proponował stary lewak i mason Bernard Shaw.

Świata nie powinni zmieniać ludzie nierozsądni, bo będzie „zgrzyt i płacz”, będzie to co oni nazywają postępem.

Świat powinien być zmieniany przez ludzi rozsądnych, którzy jednak pragną wolności, prawdy, dobra, miłości i szczęścia – którzy są roztropni i którzy kierują się mądrością.

Powinniśmy kształtować i zmieniać nasz ludzki świat tak, by wciąż był w kręgu prawdy i dobra, by wciąż służył naszej wolności, naszej miłości i wzrastaniu w mądrości – naszemu szczęściu.
Co to jest roztropność?

To jedna z cnót kardynalnych, cnota rozumu praktycznego.

Dzięki jej posiadaniu potrafimy rozwiązywać problemy mające wymiar praktyczny w taki sposób, by rozwiązanie było praktyczne, ale nie owocowało złem – ujmujemy ich szerszy kontekst – wiele ich dalszych przyczyn i skutków.

Młoda kobieta, ładna, niewykształcona kobieta, matka kilkorga dzieci, niekochająca już swojego męża słabo zarabiającego robotnika kierując się rozsądkiem rozwiedzie się ze swoim mężem i wyjdzie za mąż za przystojnego, wykształconego młodego milionera, gdy ten zaproponuje jej małżeństwo.Człowiek, który chciał np. w 2000 r. uzyskać kredyt na zakup mieszkania, a przedstawiciel banku powiedział mu, że może to być tylko kredyt we frankach kierując się rozsądkiem wziąłby ten kredyt, ale kierując się roztropnością już tego by nie zrobił.

Czy człowiek roztropny może świadomie i dobrowolnie odrzucić wolność? Czy może, gdy jej nie posiada, o nią nie zabiegać?

Nie może.

Św. Grzegorz Wielki podejmując problem cnót kardynalnych stwierdził, że muszą on być proporcjonalne, że nie może nastąpić rozwój jednej z nich jeśli pozostałe nie wzrosną w sposób analogiczny.

Kto zatem posiada w jakimś stopniu cnotę roztropności, posiada w tym samy stopniu cnoty sprawiedliwości, męstwa i umiarkowania. Posiadając cnotę sprawiedliwości skłaniającą go do oddawania każdemu tego, co mu się należy będzie zabiegał o wolność dla siebie. Posiadając cnotę męstwa nie da się zniewolić przez czynniki negatywne (np. nie da się w taki czy inny sposób zastraszyć). Posiadając cnotę umiarkowania nie da się zniewolić przez czynniki pozytywne (np. przyjemności).

Mądrość to jeden z atrybutów Boga. Bóg jest mądry w najwyższym stopniu. Człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boże. Zmierza zatem, gdy jest wolny, do tego, by wypełnić swoją naturę, zrealizować ją, by na tyle, na ile to jest tylko możliwe, uzyskać mądrość.

Kompromitacja bp. Borgethii w dniu 25 czerwca br.

4 Lip

Dziś dotarły do mnie kolejne informacje na temat wydarzeń w dniu 25 czerwca br.

Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu we Włoszech, która jest tam bardzo popularna, odmawia się na jej koniec krótką modlitwę, którą każdy praktycznie włoski katolik, każdy oczywiście kapłan zna na pamięć. W związku z tym w odpustowych uroczystościach św. Jana w Imperii nie przygotowano dla bp. Borgethii tekstu tej modlitwy. On zaś w ogóle nie wiedział, że w trakcie tych uroczystości będzie adoracja Najświętszego Sakramentu. Gdy doszło do tej modlitwy i miał ja odmówić biskup okazało się, ze zna tylko jej pierwsze zdanie. Ktoś mu zaczął szeptem podpowiadać, ale on nie słyszał wyraźnie, przekręcał słowa, powtarzał je, jąkał się.

Po zakończeniu adoracji jedna z kobiet obecnych w kościele krzyknęła: „To nie jest biskup. On nie zna tak ważnej modlitwy”.

Bp. Guglielmo Borghetti: „Nie życzę sobie adoracji Najświętszego Sakramentu”.

29 Czer

W meiście Imperia odbył się odpust w święto św. Jana. Jest to główne święto lokalne i w Imperii jest to dzień wolny od pracy. Przez 24 lata główną, uroczystą Mszę Św. odprawiał Biskup Ordynariusz Mario Oliverii i prowadził procesję oraz adorację Najświętszego Sakramentu.

Choć bp. Olicieri nadal pozostaje ordynariuszem, a bp. Borghetii jest tylko biskupem koadiutorem (biskupem pomocniczym z prawem objęcia rządów w diecezji po odejściu obecnego biskupa ordynaiusza) posiadającym od papieża Franciszka specjalne uprawnienia. Biskupa ordynariusza zastapił bp. Borghetii.

Po uroczystościach bp. Borgethii stwierdził, że stanowczo nie życzy sobie, aby w tę uroczystość była adoracja Najświętszego Sakramentu (ma ona miejsce od setek lat). Nie życzy sobie też by miało miejsce błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem..

W diecezji jest obyczaj przenoszenia Najświętszego Sakramentu pod specjalnym ozdobnym parasolem – swego rodzaju dziełem sztuki, które ma kilkaset lat.

Bp Borghetii zakazał używania tego parasola.

Zakazał też używania białych obrusów do bocznych kaplic w kościołach.

Czy klerycy z diecezji Albenga-Imperia będą mieli szansę studiować w innym seminarium?

27 Czer

Po usunięciu z seminarium przez bp. bp. Guglielmo Borghetti klerycy mają w samych Włoszech zamkniętą drogę do wszystkich seminariów. Papież Franciszek bezwzględnie zakazał wszystkim włoskim seminariom przyjmowania kleryków z innych diecezji.

Co zatem mają zrobić klerycy z diecezji Albenga-Imperia?

Co się stało z klerykami w diecezji Albenga-Imperia?

26 Czer

W marcu 2015 w seminarium duchownym w diecezji Albenga-Imperia było 18 kleryków. W momencie rozwiązania seminarium czerwcu 2015 pozostało 3. Czternastu kleryków bp. Guglielmo Borghetti usunął, a jednemu nakazał skończyć najpierw „jakieś studia świeckie”, a potem „pomyśleć o seminarium”. Trzech kleryków, którzy pozstali będą po wakacjach skierowani do seminarium regionalnego (obejmującego kilka sąsiednich diecezji).

Informacja od Pana „tmodelsk”

26 Czer

Na rorate-caeli.blogspot.com jest ‘kategoria / tag’ dotycząca tej diecezji, więc przyszłe informacje jeżeli się pojawią też będą widoczne pod poniższym adresem :
http://rorate-caeli.blogspot.com/search/label/The%20Albenga-Imperia%20Intervention

Co się dzieje w diecezji Albenga-Imperia – czy to jest wizja Kościoła papieża Franciszka?

26 Czer

O wydarzeniach w diecezji Albenga-Imperia, która położona jest w północnych Włoszech można się dowiedzieć chyba tylko z prasy włoskiej i tam informacje też są skąpe. Więcej informacji uzyskamy studiując prasę lokalną z Ligurii czy rozmawiając z Polakami, którzy pojechali do Ligurii w poszukiwaniu pracy.

Diecezja ta od lat była nietypowa. Papież Jan Paweł II mianował jej ordynariuszem bp. Mario Olivieri. Za pontyfikatu papieża Benedykta XVI Biskup Ordynariusz zaczął stopniowo wprowadzać Mszę Świętą Trydencką w parafiach, gdzie chcieli tego i kapłani. Jednocześnie nie pozwolił na zlikwidowanie seminarium duchownego (w większość diecezji włoskich zlikwidowano seminaria diecezjalne powołując w ich miejsce seminaria regionalne – jedno na kilka diecezji) W seminarium tym wprowadził tradycyjne nauczanie. Większość wyświeconych przez niego kapłanów odprawiała już tylko Mszę Świętą Trydencka i sprawowała sakramenty w starym rycie. Biskup nakazał też usuniecie stołów ze starych kościołów, gdzie był tradycyjny ołtarz.
Pod koniec 2014 roku pojawiła się informacja, że papież mianuje w tej diecezji biskupa-kadiutora, a zatem takiego biskupa pomocniczego, który po odejściu biskupa ordynariusza na emeryturę przejmie jego stanowisko. Biskupem tym został bp Guglielmo Borghetti. Biskup Ordynariusz wyznaczyli górskie rejony diecezji jasko rejony, które mają być pod opieka bp. Borghetti.
Na pierwszym spotkaniu nowego biskupa pomocniczego z kapłanami odczytał on bullę papieża Franciszka, z której wynikało, ze przejmuję on całość władzy w diecezji. Bp Olivieri miał tylko formalnie pozostawać ordynariusze.
Bp Borghetti ogłosił, że wstrzymuje święcenia kapłańskie ( i faktycznie w tym roku nie wyświecono żadnego kapłana). Po jakimś czasie usunął z seminarium większość kleryków, pozostawiając tylko czterech. Jednemu z nich nakazał podjąć „jakieś studia świeckie” i powrócić po ukończeniu studiów.
Następnie zlikwidował seminarium. Tych trzech kleryków ma kontynuować naukę w najbliższym seminarium regionalnym.
Ogłosił, że liczba kapłanów w diecezji jest wystarczająca na najbliższe 15 lat (wiele parafii jest nieobsadzonych, a wielu kapłanów jest proboszczami 3-4 parafii).

Oznajmił, że tradycja i Mszą Trydencka należą do przeszłości i w przeszłości powinny pozostać. Nowa Mszą Święta to, jak oświadczył Msza „ubogacona” i należy wszystkich w nią wdrażać.

Zlikwidował funkcję proboszcza. Ci, którzy byli proboszczami mają być teraz doradcami świeckich, którzy mają zarządzać parafiami.

Nakazał kapłanom powstrzymywanie się od odprawiania Mszy Świętych w tygodniu i organizowania w kościołach jakichkolwiek modlitw czy adoracji. Kapłani powinni wyjść na ulice i tam „łowić dusze”.

Zaczął likwidować mniejsze parafie. Oznajmił, że do jesieni zamknie się wszystkie parafie poniżej 500 mieszkańców (takich jest bardzo dużo w diecezji). Budynki parafialne i plebanie zostaną wynajęte lub przekształcone w schroniska dla emigrantów, dla bezdomnych, garkuchnie, ośrodki pomocy.

Kapłani z tych parafii zostaną zgrupowani razem w największej plebanii skąd będą rozjeżdżać się codziennie „z posługą duszpasterską”. Część kapłanów (najprawdopodobniej ci najbardziej tradycyjni) zostanie zgrupowana w budynkach byłego seminarium pod bezpośrednią „opieką” (kontrolą?) nowego biskupa, skąd dojeżdżać będą do często bardzo oddalonych miejsc diecezji.

Bp Borghetti wciąż podkreśla, że realizuje tylko wolę papieża.

Wydaje się, że warto zacząć szczegółowo śledzić wydarzenia w tej diecezji. Będę to robił i informował na bieżąco czytelników.

Wiele wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z testowaniem pewnych procedur, które potem będą wdrażane w innych diecezjach i kościołach lokalnych.

Zacząłem przeszukiwać Internet w poszukiwaniu informacji o bp. Borghetti. Jedną z pierwszych na jakie natrafiłem była informacji o jego wystąpieniach w nazywanym przedszkolem masonerii Rotary Club – patrz: http://www.rotarypitigliano.org/index.php?option=com_content&view=article&id=16:settembre-2011&catid=12&Itemid=114

A oto: djęcie znalezione w internecie: Bp Guglielmo Borghetti przemawia mając za plecami sztandar masońskiego Lions Club.

LIons Club

Stanisław Krajski, Masoneria polska 2014, stron 416, ukaże się w dniu 8 grudnia 2014 r., cena wraz z kosztami wysyłki 40,00 zł – zamówienia – 601-519-847

1 Gru

okladka 1okladka 2

Oczym jest nowa książka Stanisława Krajskiego pt. „Masoneria polska 2014”?

24 List

Tutaj można znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Fundacje – masońska manipulacja (rozdział IX książki Stanisława Krajskiego pt. „Polska i masoneria. W przededniu wielkiego krachu”)

21 Sty

Do końca XIX w. masońskie rodziny bankierskie zgromadziły niespotykany w dziejach majątek. Z roku na rok ten majątek ulegał zwielokrotnieniu osiągając w początkach XX w. taką wielkość, że rzucało się to już wszystkim w oczy i musiało spowodować niezdrowe (oczywiście dla bankierów) zainteresowanie. To zjawisko zaczęło zatem być dostrzegane tak przez rządy, jak i społeczeństwa, i zaczęło wywoływać najpierw niepokój i przerażenie, a potem, wzrastające wciąż, oburzenie.

Tak więc na początku XX w. społeczeństwo amerykańskie i społeczeństwa europejskie zaczęły być coraz bardziej negatywnie, wręcz wrogo, nastawione do takich rodów związanych z masonerią, jak: Rockefellerowie (USA), Rothschildowie (Wielka Brytania), Wartburgowie (Niemcy), Bleichrőderowie (Niemcy), Oppenheimowie (Niemcy), Saligmanowie (USA), Schiffowie (Niemcy), Schroderowie (Niemcy), Speyerowie (Niemcy), Mendelssohnowie (Niemcy), Baringowie (Wielka Brytania), Fouldowie (Francja), Malletowie (Francja), Pereire`owie (Francja), Mirabaud (Szwajcaria).

Społeczeństwa domagały się odpowiedzi na pytanie: skąd wzięły się tak wielkie majątki? Ludzie chcieli, by tym rodom „przytrzeć rogów”. Chcieli ograniczenia ich wpływów i takich działań państwa, które doprowadziłyby do ograniczenia wzbogacania się przez te rodziny, kosztem, jak się domyślano, społeczeństw.

Poza tym rodziny te zaczęły mieć jeszcze jeden problem. Rządy państw, pod społeczną presją, zaczęły pozbawiać je znacznej części majątku za pośrednictwem podatku spadkowego. Umierał główny przedstawiciel rodu i gros majątku przejmował jego syn płacąc jednak kolosalny podatek spadkowy. Umierał syn i majątek przejmował wnuk znowu płacąc kolosalny podatek spadkowy. Proces ten spowodowałby w dłuższym czasie poważne zubożenie tych rodzin i utratę przez nie wpływów. Rodziny bankierskie uznały, że to się nie opłaca, że trzeba coś wymyślić, by to zmienić. Doszły również do wniosku, że należy zniknąć z oczy społeczeństw, przekonać je, że te rody już się tak nie liczą, że zbiedniały, że robią coś pożytecznego dla społeczeństwa. Należało natychmiast, stwierdzili przedstawiciele tych rodów, zmienić wizerunek.
Rodziny bankierskie wpadły tu na genialny pomysł. Doszły w pierwszym rzędzie do wniosku, że wcale nie muszą posiadać wszystkich tych pieniędzy i dóbr, które nabyły. Mogą przecież osiągnąć te same skutki pozbywając się własności, ale zachowując nad tym majątkiem kontrolę. Pozbycie się własności spowodowałoby, że rodziny te nie byłyby już tak bogate – posiadałyby przecież niewiele (już nie miliardy dolarów, a „tylko” i to „skromne” miliony), co spowodowałoby, że społeczeństwa i rządy by się od nich „odczepiły”. Podatek spadkowy obejmowałby tylko te miliony, a nie dotykał tych miliardów.

W jaki sposób dokonać wymiany prawa własności na prawo kontroli? Jest to, jak się okazuje, proste. Wystarczy założyć fundację, odpowiednio sformułować jej statut i przekazać na nią większość swojego majątku.

Pierwszą tego typu fundację założyli Rockefellerowie w 1910 r.

W jaki sposób ją wykorzystywali?

Opisuje to Song Hongbing: „Wystarczyło jedynie umieścić w statucie fundacji kolejne pokolenia rodziny, które będą jej służyć, i dać im prawo weta, by czerpać z tego niekończące się korzyści. Rockefellerowie poprzez wymianę prawa własności na prawo kontroli, umknęli fiskusowi, a ponadto powiększyli jeszcze swoją własność. Fundacje mogą kupować i sprzedawać różnego typu aktywa, włączając w to nieruchomości oraz papiery wartościowe; nie są przy tym zobowiązane do publikowania raportów księgowych, co jeszcze bardziej ułatwia im wpływanie na sytuację na rynku. Otrzymawszy pieniądze jako darowiznę, inwestują je w różnorodne branże i korporacje. Gdy inwestycja jest wystarczająco duża, fundacja musi wskazać lub uznać członków rady nadzorczej tej instytucji, do której jest skierowana. Dlatego, mimo że środki finansowe formalnie nie należą już do określonej rodziny, to właśnie w jej rękach pozostaje rzeczywiste zarządzanie nimi i wykorzystywanie ich. Zmienia się zatem tylko nazwa właściciela, nie zaś on sam. Dzięki tej metodzie wszystkie pieniądze Rockefellerów, które początkowo miały zostać opodatkowane, zwyczajnie zniknęły. (…) Najwyższa stawka podatku spadkowego w USA wynosi 50 procent. Ponieważ dobra te nie są już zapisane na nazwisko Rockefellerów, dziedziczenie ich przez członków rodziny zwolnione jest od opłat. Potomkowie oficjalnie pozostają z niczym”.
W anglojęzycznej Wikipedii pod hasłem „Rockefeller family” znajdujemy takie, między innymi, „informacje”, że John D. Rockefeller „rozdał” 540 mln dolarów w ciągu swojego życia, i „stał się największym świeckim dobroczyńcą medycyny w historii”, a jego syn „rozdał” ponad 537 mln dolarów. „New York Time” (związany z rodziną Rockefellerów) ogłosił w 2006 r., że David Rockefeller „rozdał” około 900 mln dolarów.

Jak podaje D. Rivera w swojej pracy o masonerii pt. „Final Warning: A history of the New World Order. Iluminism and the master plan for world dominatiom” w latach 1910-1919 powstało w USA 76 takich fundacji. Przez następne 10 lat pojawiły się tam 173 nowe fundacje. W latach 1940-1949 założono 1638 fundacji, a do roku 2002 powstało ich 62 000.

„Dzięki całkowitemu zwolnieniu z obciążeń na rzecz skarbu państwa – pisze Song Hongbing – ich aktywa rosną niczym tocząca się śniegowa kula. Raport amerykańskiego Kongresu stwierdza, że w wyniku istnienia tych form prawnych fiskusowi wymyka się ponad 2/3 uzyskiwanych w USA dochodów”.

Wiele z tych fundacji pomaga najuboższym, wspiera rozwój nauki, medycyny i służy wielu innym, często naprawdę pożytecznym, celom. „Jednocześnie jednak – stwierdza Hongbing – jeśli porównać środki przeznaczone na tę działalność z sumami aktywów zwyczajnie w ten sposób ukrywanych, widać wtedy, że dobroczynność stanowi zaledwie marginalną część tego biznesu”.
W swoim czasie „The Washington Post” opublikował raport ukazujący w jaki sposób większość aktywów grupy finansowej należącej do Rockefellerów „przesłana została do działających na różnych poziomach i posiadających różne znaczenie fundacji”. W efekcie zaś, jak zauważa Hongbing, „powstały kolejne, pochodne organizacje, siostrzane spółki, pośrednio i bezpośrednio kontrolowane, tworząc razem ogromny system”. Rockefellerowie mają obecnie tysiące fundacji rozrzuconych po całym świecie podejmujących działalność tak gospodarczą jak i pozagospodarczą (w tym zmierzającą do rządów dusz). Z tego, co głośno mówią sami Rockefellerowie wynikałoby, że fundacje te mają aktywa na ponad 2 miliardy dolarów. „W istocie – jak twierdzi Hongbing – majątku tego nie można już zmierzyć, zweryfikować i odnaleźć”.

Niewiele wiemy więc na temat faktycznego majątku i siły oddziaływania tego typu fundacji. Można sobie jednak łatwo wyobrazić jak to dziś wygląda, gdy sięgnie się po dane z 1969 r. (wtedy były one łatwo dostępne). Zgodnie ze statystykami z tego roku zysk netto 596 amerykańskich fundacji był dwa razy większy niż zysk netto 50 największych amerykańskich banków.

W latach pięćdziesiątych XX wieku zaczęła wzrastać społeczna świadomość dotycząca negatywnej roli fundacji w życiu gospodarczym, politycznym i kulturalnym USA. Już w 1950 r. zainicjowane zostało przez kongresmena Patmana dochodzenie, które miało wyjaśnić „czy fundacje działając w zakamuflowany sposób, nie sterują zmianami na rynku poprzez wykorzystywanie różnych aktywów”. Śledztwo to doprowadziło do pojawienia się dokumentu, którego końcowe wnioski brzmiały: „Życie gospodarcze całego kraju splotło się z wielką ilością komercyjnych działań fundacji. Musimy podjąć szybkie kroki, w przeciwnym razie wiele dziedzin i branż znajdzie się pod ich kontrolą”.

W 1952 r. podjęto śledztwo, którego pomysłodawcą był kongresman Eugene E. Cox, które miało wyjaśnić sprawę unikania przez fundacje płacenia podatków. Śledztwo to natrafiło na liczne przeszkody (opóźniano np. przekazywanie funduszy komisji; otrzymała ona tylko 6 miesięcy na swoją pracę; przedłużano debaty komisji; wielu jej członków wykorzystując szczegóły proceduralne opóźniało i utrudniało jej pracę). W trakcie prac komisji stwierdzono jednak, że fundacje wykorzystują swoje zasoby „do osiągania korzyści naruszających interesy Ameryki, i jej tradycje”. Prace komisji zostały rozmyte i sparaliżowane i nie wydała ona żadnego dokumentu.

Kolejną próbę podjął kilka lat później kongresman Carroll Reece. Prace tej komisji były również paraliżowane i sam Biały Dom naciskał, by je jak najszybciej zakończono. Większość mediów atakowała brutalnie i wciąż komisję wyśmiewając ją i powtarzając, że tworzy ona „obłędną teorię spiskową”.

W dniu 19 sierpnia 1954 r. Reece ogłosił jednak końcowe wnioski prac komisji: „Fundacje to druga władza po rządzie federalnym. Prawdopodobnie Kongres zgodzi się z tym, że na niektórych polach dysponują one większymi możliwościami niż organy ustawodawcze”.

Od tego czasu zaczęto sobie w USA zdawać sprawę, że fundacje działają nie tylko na polu gospodarczym patologizując gospodarcze struktury i że podstawowym problemem pozagospodarczym nie jest tu problem związany z tym, że nie płacą one podatków.

Uświadomiono sobie, że kreują one prawo i politykę i mają znaczny wpływ na obsadę stanowisk w państwie oraz kształtowanie świadomości politycznej, światopoglądowej, religijnej i moralnej społeczeństwa, co nazwano „modelowaniem opinii publicznej”. W 1975 r. ktoś obliczył, że ponad 5 tysięcy najwyższych funkcjonariuszy państwowych wywodzi się z fundacji związanych z masonerią.

Fundacje te przekazują olbrzymie pieniądze na system edukacyjny. Finansują stowarzyszenia i pisma edukacyjne, w tym stowarzyszenia nauczycieli, wspierają finansowo druk podręczników szkolnych i innych materiałów wykorzystywanych w nauczaniu. Finansują w równym stopniu, co ministerstwo szkolnictwa, uczelnie wyższe mając wpływ na programy ich nauczania, obsadę stanowisk profesorskich, na to jacy studenci i za co otrzymują atrakcyjne stypendia.
Poprzez swoje działania, wspieranie finansowe osób i instytucji wpływają na zawartość książek, czasopism, magazynów, na funkcjonowanie agencji informacyjnych, stacji telewizyjnych i radiowych, portali internetowych. W USA stał się w swoim czasie popularny żart, że „bez względu na to czy chodzi o ABC, CBS czy NBC, wszystkie te telewizje to RBC, czyli Rockefeller Broadcasting Company”.

W USA masońskie fundacje przeznaczały też olbrzymie kwoty na finansowanie wspólnot religijnych i ich różnych dzieł wyznaczając w ten sposób kierunki ich „duchowego rozwoju”, promując pewne osoby i inicjatywy. Fundacje te finansują od wielu lat protestancką Federalną Radę Kościołów (Federal Council of Churches) jak również protestanckie Nowojorskie Centrum Teologii.

Amerykańskie i zachodnioeuropejskie fundacje działają również w Polsce finansując z zagranicy wybrane osoby i instytucje.

I tak np. Fundacja Dawida Rockefellera „wspiera” rozwój polskiej wsi. W tej sprawie Dawid Rockefeller spotkał się w USA we wrześniu 1985 r. z gen. Wojciechem Jaruzelskim. Z portalu „Patriotyczny Ruch Polski” dowiadujemy się, że Rockefeller zaczął wspierać Fundację na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa (FDPA), by zmniejszyć na wsi wpływy Kościoła (za: http://www.wicipolskie.org/index.php?option=com_content&task=view&id=8948&Itemid=56).
Drugi przykład. Na portalu Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk znajdujemy, zamieszczone w grudniu 2012 r., ogłoszenie: „Fundacja Rothschilda – The Rothschild Foundation (Hanadiv) Europe – prowadzi kolejny nabór wniosków w ramach Academic Jewish Studies in Europe Grant Programme” (za: http://www.ihpan.edu.pl/?id=853).

W Polsce ten model działania fundacji jest wciąż powielany. Fundacje działają w taki sposób, że wiele firm zachodnich (ale również polskich) nie płaci podatków, że zmienia się kształt gospodarki w kierunku pożądanych przez międzynarodowe koncerny, że politycy działają na rzecz interesów tych korporacji i tak kształtują prawo, by im sprzyjało, że zmienia się w pożądanym przez masonerię kierunku szkolnictwo i działanie instytucji kulturalnych, że opinia publiczna kształtowana jest w takiej perspektywie, którą można określić jako neopogańską czy wręcz satanistyczną.

W Polsce każda większa firma posiada swoją fundację lub przekazuje fundusze na fundacje, które nie mają formalnie z nią nic wspólnego, co powoduje, że firma płaci mniejsze podatki, co pozwala jej na „sponsorowanie” różnych wpływowych osób oraz kształtowanie opinii publicznej.

I tak np., jak czytamy na portalu cocacola.com.pl: „Jako właściciel marek wód mineralnych Kropla Beskidu oraz Multivita z ujęcia Kropla Minerałów wydobywanych w Tyliczu w Beskidzie Sądeckim czujemy się odpowiedzialni za ochronę wód tego niezwykłego regionu, stanowiącego największe w Polsce zagłębie wód mineralnych i źródlanych wykorzystywanych w celach leczniczych i spożywczych. Fundusz Kropli Beskidu został założony w 2005 r. jako inicjatywa firm systemu Coca-Cola w Polsce oraz uznanych organizacji pozarządowych – fundacji Fundusz Partnerstwa, która zarządza Funduszem i fundacji Partnerstwo dla Środowiska”.

Gdy zajrzymy do statutu fundacji Fundusz Partnerstwa dowiadujemy się, że założyła tę fundację inna fundacja, która została, z kolei, założona przez amerykańska fundację The German Marshall Fund of the US, której założycielem był Guido Goldman, obywatel amerykański pochodzenia „niemiecko-żydowskiego” (dowiadujemy się o tym z anglojęzycznej Wikipedii). Goldman jest głęboko osadzony w strukturach masońskich, blisko współpracuje z rodziną Rockefellerów, jest członkiem Klubu Rzymskiego, powiązany jest z Komisją Trójstronną i Klubem Bilderberg. Goldman założył w 1950 r. Instytut Aspen, który działa na rzecz „oświeconego przywództwa”, a jego liderzy działają tak w ramach Komisji Trójstronnej jak i Klubu Biderberg (por. choćby: http://www.prawica.com.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=379:qgrupa-bildelbergq-oraz-qkomisja-trojstronnaq-spotkanie-na-szczycie-w-waszyngtonie&catid=44:europa&Itemid=41).

Fundacja Fundusz Rozwoju, jak czytamy w jej statucie, działa w zakresie, między innymi: „rozwoju gospodarczego, w tym rozwoju przedsiębiorczości”; „kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i tradycji”; „nauki, edukacji, oświaty i wychowania”; „upowszechniania i ochrony praw kobiet oraz działalności na rzecz równych praw kobiet i
mężczyzn”; „działań na rzecz integracji europejskiej oraz rozwijania kontaktów i współpracy między społeczeństwami”.

Fundacja ta prowadzi działalność gospodarczą (nie płacąc oczywiście podatków) w 10 dziedzinach, w tym w takich dziedzinach jak: „poligrafia i reprodukcja zapisanych nośników informacji”; „reklama, badanie rynku i opinii publicznej”; „działalność związana z produkcją filmów, nagrań wideo, programów telewizyjnych, nagrań dźwiękowych i muzycznych”.
W Polsce działa tysiące fundacji, których zadaniem jest wpływ na charakter edukacji (13% fundacji się tym zajmuje), kształtowanie świadomości społecznej, opinii publicznej, charakteru mediów, przyjmowanej przez elity i całe społeczeństwo hierarchii wartości.
W naszym kraju liczba fundacji wzrasta lawinowo. W 2010 r. było ich ponad 10 tys. w 2012 było ich już 12 tys.

Ile z tych fundacji prowadzi działalność „toksyczną” dla Polski? Na to pytanie trudno jest odpowiedzieć. Zapewne znaczna ich część.

Są wśród nich takie fundacje jak opisywana przeze mnie w wielu moich książkach o masonerii Fundacja Batorego.

Jest wśród nich wiele fundacji, które służą interesom nie tyle masonerii, ale obcych państw. Działa w Polsce np. wiele fundacji niemieckich finansowanych przez niemiecki rząd czy niemieckie partie polityczne. Największe z nich to fundacje: K. Adenauera (fundacja „bliska ideowo” CDU Angeli Merkel, finansowana w 98% z budżetu państwa niemieckiego); F. Eberta (fundacja polityczna socjaldemokratów z SPD); F. H. Seidela (CSU), F. Naumanna (fundacja polityczna bliska liberałom z FPD); H. Bolla (Zieloni); postkomunistyczna fundacja Róży Luksemburg (za: http://lubczasopismo.salon24.pl/ruchnarodowy/post/530412,niemieckie-fundacje-polityczne-w-polsce-i-nie-tylko).

„Niemieckie fundacje – pisze Piotr Bączek – formalnie prowadzą w Polsce działalność ogólnospołeczną i przyznają dotacje na różne programy. Jednak w praktyce z ofert fundacji niemieckich korzystają określone środowiska. Najjaskrawiej widać to na przykładzie Fundacji Konrada Adenauera, która wprawdzie wspiera chrześcijańskie ośrodki naukowe i charytatywne, ale również środowiska polityczne. Jej najważniejszym partnerem politycznym stała się Platforma Obywatelska, chociaż partia ta niewiele miała wspólnego z chadecją…” (tamże).
Warto też może zwrócić uwagę na fundacje LGBT (z angielskiego: Lesbians, Gays, Bisexuals, Transgenders), związane z lesbijkami, homoseksualistami, osobami biseksualnymi i „transgenderycznymi”. Największe z nich to: Fundacja Równości, Fundacja Kultura dla Tolerancji, Fundacja Wolontariat Równości, Trans-fuzja, Fundacja Pryzmat Różnorodności.
W Internecie nie można znaleźć, jak w wypadku innych fundacji, odpowiedzi na pytanie: jakimi funduszami dysponują i skąd biorą pieniądze? Ze statutu Fundacji Wolontariat Równości można by jednak wyciągnąć wniosek, że te fundusze są niemałe, jeśli w planach fundacji jest: „organizowanie i prowadzenie, a także finansowanie: szkół, uczelni i innych placówek oświatowych (w tym także artystycznych), zakładów kształcenia zawodowego, placówek o charakterze kulturalno-artystycznym; prowadzenie edukacyjno- integracyjnych obozów dla nauczycieli, uczniów oraz pracowników oświaty i kultury w kraju i za granicą”.

Fundacje oplatają Polskę, polską gospodarkę, sfery polityki, edukacji, kultury. „Sponsorują” odpowiednie (z punktu widzenia masonerii i rządów innych państw) osoby. Są wszędzie. Wydają pieniądze, których znaczna część powinna trafić do budżetu państwa. Wielu Polaków wpłaca na nie dobrowolnie (ale przeważnie bez świadomości faktycznego przeznaczenia tych pieniędzy) 1% swojego podatku (państwo sprzyja w tej perspektywie tym fundacjom, a społeczeństwu tłumaczy się, że jest to „poszerzenie wolności”, bo każdy może decydować o tym 1%).

Szczegółowe informacje temat roli fundacji w realizacji masońskich planów wobec Polski można znaleźć w mojej książce „Masoneria polska 2014”. W tym miejscu chcę tylko pokazać, zasygnalizować, ten, jeden z wielu, mechanizmów pozbawiania budżetu państwa pieniędzy, patologizowania ustroju Polski, patologizowania funkcjonowania państwa, gospodarki, systemu szkolnictwa itd., paraliżowania mechanizmów demokratycznych, niszczenia polskiej kultury, tradycji, suwerenności i niepodległości.